Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/371

Ta strona została przepisana.

Znane i Uznane wydał jej się poprostu warcholstwem.
W ciągu rozmowy z profesorem Caldwellem udało się Martinowi zarazić go swoją powagą i zmusić do szczerości. Ruth, przechodząc, usłyszała ze zgrozą słowa Martina:
— Z katedry uniwersyteckiej nie głosi pan zapewne tych wszystkich herezyj?
Profesor Caldwell wzruszył ramionami.
— Jestem sobie, widzi pan, dobrym obywatelem, sumiennym płatnikiem podatków i trochę dyplomatą. Miasto Sacramento nas zatwierdza, wobec czego zależymy od Sacramento, od Rady Rektorów, od prasy naszej partji, a nawet od prasy obu partyj.
— Tak, to jasne; ależ pan, pan osobiście? — nastawał Martin. — Czuje się pewnie jak ryba wyjęta z wody?
— Hm, zapewne, stawek uniwersytecki nie dogadza mi zbytnio. Czasami mam wrażenie, że nie trafiłem na właściwe miejsce. Widzę siebie w Paryżu, w celi pustelnika, albo może raczej w tłumie beztroskiej cyganerji, pijącego cienkusza — dagored, jak mówią w San-Francisco, stołującego się w tanich knajpach i rozwiązującego nader radykalnie wszelkie problemy wszechświata. Doprawdy, bywam niekiedy najmocniej przekonany, że stworzony zostałem na skrajnego radykała. Jednakże — tyle jest dziedzin myśli, w których czuję się bardzo a bardzo niepewnie... Staję cichy i pokornego serca, spojrzawszy w twarz człowieczej nędzy i krót-