Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/372

Ta strona została przepisana.

kotrwałości; tej, która zresztą chroni mnie od zagarniania ku sobie wszystkiego, co znam, od podporządkowywania wszystkich zjawisk jednemu problematowi — problematowi człowieka, człowieczego życia — pan rozumie.
Na usta Martina wypłynęły tymczasem mimowoli słowa „Pieśni Passatu“:

Najsilniejszym o południu,
Lecz w świetle miesiąca
Białe napinam żagle —

Martin wyszeptał je prawie i wtedy dopiero zrozumiał, że Caldwell przypomina mu dziwnie ów tylokrotnie zaznany passat północno-wschodni: mocny, świeży, nieustający. Caldwell był zrównoważony, bezstronny, budzący zaufanie i pełen dyskretnego umiaru. Zdawało się Martinowi, że człowiek ten nigdy nie wypowiada się do końca, podobny passatowi, co równy a powściągliwy, nigdy nie dmie z całej mocy, lecz zachowuje wytrwale zapas siły. Zdolność wizjonerstwa pracowała jak zwykle. Mózg Martina był najbardziej pojemną kryjówką zapamiętanych faktów i urojeń, które, nieświadomie lecz troskliwie uszeregowane, czekały w każdej chwili przeglądu. Niezależnie od tego, co działo się w teraźniejszości — mózg natychmiast podsuwał asocjacje kontrastów i podobieństw, najczęściej wyrażone w obrazach. Działo się to automatycznie, i przesuwanie wizyj przed oczyma było nieodzownym prawie akompanjamentem do żywej teraźniejszości.