pan sam przed chwilą o kruchości i krótkotrwałości życia, co nie pozwala człowiekowi poznać
i uwzględnić wszystkich czynników. Pan zaś ze swej
strony dobrowolnie opuszcza czynnik przyrodniczy,
istotne tworzywo sztuk wszelkich, prawdziwą osnowę i wątek wszystkich ludzkich poczynań i dokonań.
Ku zdumieniu panny Ruth, Martin nie został natychmiast zdruzgotany. Profesor był spokojny i —
jak wydało się panience — pełen pobłażliwości dla
młodzieńczego wybryku Martina. Milczał przez długą chwilę, bawiąc się dewizką.
— Wie pan — odezwał się wreszcie, — zostałem
już raz w życiu skrytykowany w podobny sposób;
uczynił to pewien bardzo poważny uczony, wyznawca teorji ewolucji, Joseph le Conte. Umarł jednak — i przypuszczałem, że pozostanę niezdradzony; ale oto podszedł pan i wykrył tajemnicę.
W istocie — proszę to uważać za poufne wyznanie
z mej strony — ma pan nieco racji, a może nawet
bardzo wiele. Kultywuję zbyt humanistyczny pogląd na wiedzę i dziś mogę jedynie żałować
jednostronności swego wykształcenia i pewnej
wrodzonej ociężałości, która wstrzymuje mię od
dalszej pracy. Nie wiem, czy uwierzy pan, że nigdy w życiu nie zajrzałem do laboratorjum chemicznego ani pracowni fizycznej? A jednak — to
prawda. Le Conte miał rację, i pan ma ją również,
panie Eden, do pewnego stopnia w każdym razie.
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/377
Ta strona została przepisana.