Ruth nieznacznie odciągnęła Martina na stronę
i szepnęła z wyrzutem:
— Nie należy monopolizować profesora Caldwella. Może inni goście chcą z nim również porozmawiać...
— Przepraszam najmocniej — zgodził się pokornie Martin. — Ale potrafiłem go rozgadać, i taki był zajmujący, że zapomniałem o wszystkiem. Wie
pani — to najjaśniejszy i najciekawszy umysł, jaki
spotkałem w życiu. Więcej pani powiem: przypuszczałem swego czasu, że taki umysł posiada każdy,
kto skończył uniwersytet i należy do wyższych
warstw społecznych.
— O, to wyjątek — odrzekła panienka.
— I ja tak myślę. Z kim każe mi pani porozmawiać teraz? O, proszę pozwolić mi zapoznać się
z tym młodym bankowcem...
Martin porozmawiał z piętnaście minut, i panna
Ruth nie mogła istotnie zganić zachowania swego
narzeczonego. Ani razu nie zalśniły mu oczy, nie
zarumieniły się policzki, spokój zaś głosu i ruchów
był wprost zdumiewający. W opinji Martina tymczasem cały ród kasjerów bankowych stracił sto procent i stał się synonimem płytkich i banalnych gadułów. Zato młody oficer wydał się Martinowi dobroduszny, prosty, zdrowy, wesoły i zadowolony
z miejsca wyznaczonego mu w społeczeństwie z łaski przypadku i powodzenia. Gdy jednak dowiedział
się Martin, że oficer uczęszczał ongiś całe dwa lata
na uniwersytet, nie mógł pojąć, gdzie podziało się
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/378
Ta strona została przepisana.