Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/379

Ta strona została przepisana.

całe to wykształcenie? Niemniej, wolał miłego oficerka od nadętego banalnością bankowca.
— Nie mam nic przeciwko przelewaniu z pustego w próżne — tłumaczył później narzeczonej. — Irytuje mnie tylko pompatyczna pretensjonalność i głębokie poczucie wyższości, z jaką to się czyni, oraz ilość czasu, jaką to pochłania. Mogłem był przecież wyłożyć owemu kasjerowi całą historję Reformacji w tym przeciągu czasu, który on zmarnował na tłumaczenie mi, że Partja Pracy zlała się z Demokratami. Ważył przytem słowa, jak zawodowy gracz karty przy pokerze. Kiedykolwiek wskażę pani żywy dowód moich słów.
— Bardzo mi przykro, że obiecujący bankowiec uczynił na panu złe wrażenie — brzmiała odpowiedź. — Jest on ulubieńcem pana Butlera, który twierdzi, że na uczciwości i wyrobieniu fachowem pana Hapgooda oprzeć można cały bank, niby na opoce piotrowej.
— Nie wątpię w to ani na chwilę, po tem, co widziałem i słyszę. O bankach jednak nie myślę już tego, co myślałem niegdyś. Ale... czy nie gniewa się pani, że mówię tak szczerze? Co, kochanie?
— O nie; to bardzo interesujące.
— Nieprawdaż? — ciągnął wesoło Martin. — Jestem barbarzyńcą, świeżo wpuszczonym do gmachu cywilizacji, spowiadającym się z pierwszych swych wrażeń. Takie wrażenia muszą być zajmującą powieścią dla osób prawdziwie cywilizowanych.