Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/380

Ta strona została przepisana.

— A cóż pan myśli o moich kuzynkach? — zagadnęła Ruth.
— Wolę je od innych kobiet. Są wesołe, dowcipne i mało pretensjonalne.
— Czyżby te inne nie podobały się panu?
Martin potrząsnął głową.
— Ta dama od socjologji jest sobie poprostu wyuczoną papugą. Przysięgam, że prześwietliwszy ją nawskróś, nie znaleźlibyśmy ani jednej myśli oryginalnej. Sławna malarka jest znakomicie nudną piłą. Idealny typ żony dla wyżej pomienionego kasjera. A pianistka? Nic mnie nie obchodzą jej nieprawdopodobne palce, doskonała technika i t. d. — wiem tylko, że zupełnie nie rozumie muzyki i nic o niej nie wie.
— Gra bardzo pięknie, — protestowała Ruth.
— Niewątpliwie, gimnastykę palców opanowała wyśmienicie, ducha jednak muzyki, jej treści wewnętrznej nie pojmuje wcale. Zapytałem, czem jest dla niej muzyka — pani wie, że lubię wyciągać ludzi na rozmowy o ich fachu — nie potrafiła odpowiedzieć mi nic, pozatem, iż muzyka jest godna uwielbienia, jest najwspanialszą ze sztuk, i że ona kocha muzykę nad życie.
— Pan znowu sprowokować chciał fachową rozmowę! — przerwała z wyrzutem panienka.
— Tak jest, przyznaję się do winy. Ale jeśli nie zadowolniły mię nawet rozmowy fachowe — proszę wyobrazić sobie moje cierpienia podczas przepisowych rozmów salonowych. Myślałem kiedyś, że tu,