Los odwrócił się nagle od Martina, i zwiastuni
powodzenia nie odwiedzali już jego domu. Dwadzieścia pięć bitych dni, nie wyłączając niedziel
i świąt, pracował Martin nad „Hańbą Słońca“ —
długim artykułem o dobrych trzydziestu tysiącach
słów. Był to rozumowany atak na mistycyzm szkoły
Maeterlincka — atak z fortu wiedzy pozytywnej,
bijący w egzaltowanych marzycieli z mgły i galarety, atak jednak pełen entuzjazmu i marzenia, zgodnego zarazem z prawami stwierdzonych faktów.
Po pewnym czasie nastąpiło drugie natarcie, w postaci krótkiego artykułu „Łowcy majaków“, i trzecie, zatytułowane „Jaźń miarą wartości“. Rezultatem wszystkich trzech artykułów było tylko opłacanie ich kolejnych wędrówek po redakcjach.
W czasie dwudziestu pięciu dni pracy nad „Hańbą Słońca“ sprzedał Martin wyrobów rzemieślniczych za sześć i pół dolara. Jakiś żarcik przyniósł
pięćdziesiąt centów, jakiś dowcipny wierszyk, kupiony przez pierwszorzędny tygodnik humorystyczny, dał dolara. Dwa żartobliwe poemaciki — pięć
dolarów. Ostatecznie po wyczerpaniu kredytu (cho-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/384
Ta strona została przepisana.
Rozdział XXVIII