Lato ciężkie było dla Martina. Redaktorzy rozjechali się na wakacje, wobec czego wydawnictwa,
odpowiadające zwykle w przeciągu trzech tygodni,
obecnie zatrzymywały rękopisy po trzy miesiące
i dłużej. Pocieszał się tem, że w sezonie ogórkowym
zaoszczędzi przynajmniej na markach. Jedynie wydawnictwa rabunkowe nie przerywały intensywnej
działalności, im też ofiarował Martin wszystkie swe
najwcześniejsze utwory, jak: „Połów pereł“, „Fach marynarza“, „Polowanie na żółwie“ oraz „Passat północno-wschodni“. Za rękopisy te nie otrzymał
ani grosza. Co prawda, po sześciu miesiącach korespondencji osiągnął rezultat kompromisowy, a mianowicie maszynkę do golenia za „Polowanie na żółwie“, od „Akropolis“ zaś za „Passat północno-wschodni“ — obietnicę wypłacenia pięciu dolarów
gotówką i pięcioletniego przesyłania pisma, poczem jedynie druga część obietnicy wykonana została.
Za sonet o Stevensonie zdołał Martin wydobyć
dwa dolary od pewnego wydawcy z Bostonu, prowadzącego pismo ze smakiem a la Matthew Arnold
i z pustkami w kieszeni. „Peri i perły“, pełen żaru
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/394
Ta strona została przepisana.
Rozdział XXIX