duszy poemacik o dwu tysiącach wierszy, zdobył
względy redaktora pewnego czasopisma, wydawanego w San-Francisco przez jedno z największych
przedsiębiorstw kolejowych. Redaktor napisał do
Martina, ofiarowując mu honorarjum w postaci biletu wolnej jazdy. Martin odpisał natychmiast, pytając, czy bilet taki może być spieniężony. Okazało
się, że nie, wobec czego Martin zażądał zwrotu rękopisu. Odesłano ze stokrotnemi wyrazami żalu,
Martin zaś skierował swój utwór zpowrotem do
San-Francisco, tym razem dla redakcji „Szerszenia“, miesięcznika pełnego pretensyj, który miał
swego czasu dni chwały, gdyż założony został
przez pewnego znakomitego dziennikarza. Gwiazda
„Szerszenia“ zmierzchła jednak na długo przed
urodzeniem Martina Edena. Redaktor obiecał Martinowi piętnaście dolarów za poemat — po wydrukowaniu jednak, zapomniał o tem zupełnie. Kilka
listów Martina pozostało bez echa, wreszcie jeden,
tym razem gniewny — wywołał odpowiedź. Nowy
redaktor oświadczał sucho, że nie życzy sobie ponosić konsekwencyj błędów swego poprzednika, oraz,
że nie ceni bynajmniej poematu „Peri i Perły“.
Najokrutniej jednak postąpiło z Martinem czasopismo „Glob“, wychodzące w Chicago. Chłopak
strzegł od druku „Liryki Morza“, dopóki ostateczny
głód nie zmusił go do ich zaofiarowania. Odrzucone przez tuzin „magazines“, oparły się nareszcie
w redakcji „Globu“. Stanowiły cykl trzydziestu poemacików — umówione honorarjum wynieść miało
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/395
Ta strona została przepisana.