Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/40

Ta strona została przepisana.

i z wysiłkiem, później swobodnie i poprostu. Uniosła go swoista radość tworzenia w słowach, rozpościeranie żywych zdarzeń przed oczyma zaciekawionych słuchaczy. Był w ostatnich czasach jednym z załogi szkunera „Halcyon“, w czasie, gdy ten zajmował się wyłącznie kontrabandą i został przyłapany przez statek strażniczy. Martin umiał patrzeć otwartemi oczyma i próbował opowiedzieć, co widział. Roztoczył przed nimi pełne morze, jego tętniące życie, jego ludzi, okręty, przygody. Udało mu się przelać w słuchaczy potęgę własnych wizyj i kazać im patrzeć jego oczyma. Skłębioną masę szczegółów przebierał dotknięciem artysty, tworząc obrazy żywe w barwie i aż ciepłe od tętna prawdy. Narzucał się słuchaczom do tego stopnia, że unieść się pozwolili zachłannym falom prostackiej wymowy, entuzjazmu i siły. Niekiedy raził realizm obrazów lub nieokrzesanie wyrażeń, lecz piękno szło w ślad za brutalnością, tragizm złagodzony był humorem i tak plotły się ciekawie proste a dziwaczne opowieści, wykołysane przez morze w chwytnym umyśle młodego żeglarza.
Ruth patrzała uporczywie zdumionemi oczyma. Ogień wewnętrzny mówiącego niespodzianie rozgrzał dziewczynę. Czyżby dotychczas zawsze była zimna? Coś niepojętego pchało ją ku pełnemu waru i tętna mężczyźnie, co jak wulkan zdawał się dyszeć młodością, zdrowiem i siłą. Chciało się panience zbliżyć ku niemu i przytulić miękko. Powstrzymała się całym wysiłkiem woli. Równocześnie