Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/400

Ta strona została przepisana.

Pomimo pozoru niezależności sądów — w ramach nieodzownego konserwatyzmu — o kilka pokoleń odlegli byli od zdobyczy wiedzy współczesnej. Pielęgnowali średniowieczny sposób myślenia, stosunek zaś ich do zasadniczych problematów egzystencji i wszechświata nie różnił się wcale od zabobonów tak młodych, jak najmłodsza rasa, i równie starych, jak istnienie jaskiniowca. One to kazały ongiś małpo-człowiekowi z epoki pleistocenu bać się ciemności, barbarzyńskiemu a lekkomyślnemu hebrajczykowi wyprowadzać Ewę z żebra Adama; podyktowały Kartezjuszowi idealistyczne rozwiązanie zagadnienia wszechświata, jako rzutu swego własnego słabego ja; pchnęły wreszcie znanego angielskiego eklezjastę do wydrwienia teorji ewolucji w ciętej satyrze, która zyskała tani poklask współczesnych, lecz imię autora zapisała zczasem na kartach historji jako imię mizernego pismaka.
Tak myślał Martin i myślał coraz śmielej, aż nareszcie doszedł do wniosku, że różnicę pomiędzy tymi prawnikami, oficerami, handlowcami i bankowcami, których spotykał obecnie, a robotnikami, których znał kiedyś, stanowi przeważnie rodzaj pożywienia, sposób ubrania i wybór sąsiadów, z którymi obcują. Niewątpliwie, większości jednych i drugich brakło jeszcze czegoś, tego, co czuł w sobie, co spotykał w książkach. Dom państwa Morse sprezentował wszystko najwartościowsze, co sfera burżuazji mogła wytworzyć. Nie było to zaiste godne podziwu. Martin, nędzarz, niewolnik lichwia-