łał niechęć na prostackiej twarzy narzeczonego siostry. Pierwsze złe wrażenie wzrosło jeszcze, kiedy
Martin przeczytał młodej parze sześciostrofowy
wierszyk, którym upamiętnił poprzednią wizytę
dziewczyny. Wierszyk był czysto towarzyski, lotny
i subtelny, zatytułowany „Wróżka“. Martin zdziwił
się, kiedy po przeczytaniu wiersza nie ujrzał zadowolenia na twarzy siostry. Oczy jej utkwione były
niespokojnie w narzeczonego, i Martin, idąc za
wzrokiem dziewczyny, zobaczył nagle, jak grube,
niesymetryczne rysy twarzy pana Schmidta spochmurniały z obrazy i gniewu. Nie zaszło zresztą nic więcej, młoda para wyniosła się skwapliwie, i Martin zapomniał wkrótce o tym drobnym incydencie, chociaż przez chwilę poczuł zdziwienie, że istnieje kobieta — chociażby nawet kobieta z proletarjatu — która nie czuje się dumna
i uradowana, wysłuchawszy wiersza na swoją cześć.
W kilka tygodni potem, Marian znowu odwiedziła brata, tym razem sama. Niezwłocznie przystąpiła
do rzeczy, robiąc mu gorzkie wyrzuty zato, co
ośmielił się uczynić.
— O co chodzi, Marian? — zażartował chłopak — mówisz tak, jakbyś się musiała wstydzić rodziny, a przedewszystkiem brata.
— A bo właśnie! żebyś wiedział, że tak! — wybuchnęła.
Martina przeraziły łzy gniewu i obrazy w oczach
siostry. Słusznie czy niesłusznie, cierpiała jednak
szczerze.
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/406
Ta strona została przepisana.