Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/413

Ta strona została przepisana.

z tego, kiedy one bynajmniej nie umożliwiają naszego małżeństwa. Czyż pan tego nie widzi? Proszę mnie nie uważać za chciwą materjalistkę. Przezemnie mówi jedynie miłość i troska o naszą przyszłość, wspólne życie. Cały rok minął od czasu zaręczyn, a dzień ślubu jest ciągle równie daleki. Proszę nie mieć mi za złe, że tak poprostu i może wbrew skromności mówię o ślubie, ale doprawdy, przecież postawiłam na kartę całe serce, całą siebie. Dlaczego nie postarasz się o posadę w jakiejś gazecie, jeśli już koniecznie chodzi o pisanie? Dlaczegóż nie zostać reporterem... choćby na krótko, tymczasem?
— Praca reporterska zepsułaby mi styl — zabrzmiał w odpowiedzi cichy, powolny, monotonny głos. — Pani nie ma pojęcia, jak bardzo pracowałem nad stylem.
— A tamte drobne noweletki? — nastawała panienka. — Nazywał je pan robotą rzemieślniczą i napisał ich sporo. Czyż nie psuły stylu?
— Nie, to zupełnie co innego. Noweletki powstawały same przez się, prawie bez wysiłku, po długim dniu pracy artystycznej, ale zajęcie reportera jest rzemiosłem od rana do nocy, jest nieustannem myśleniem o kawałku chleba. To życie wiatraka, istnienie wyłącznie chwilą bieżącą, bez przeszłości bez przyszłości, bez myśli o pracy artystycznej. Reporterski sposób pisania nie ma przecież nic wspólnego z literaturą. Zostać reporterem teraz, kiedy moja indywidualność artystyczna zaczyna się wyklu-