przez cerberów, którzy na tejże drodze ponieśli klęskę. Redaktorzy, wydawcy, ich sekretarze, pomocnicy i wspólnicy, — nieomal wszyscy — zarówno jak
ci, co oceniają rękopisy dla księgarzy — są ludźmi,
którzy chcieli pisać — i upadli. A teraz oni właśnie — ze wszystkich stworzeń pod słońcem najmniej do tego powołani — decydują, co trafić ma
do druku. Ci, którym zabrakło indywidualności, którzy wykazali, że nie mają iskry bożej, ferują wyroki, rozdają patenty na oryginalność i talent. A potem nadchodzą recenzenci — również przeważnie
chybione pióra, niedoszłe wielkości. Proszę mi nie
mówić, że oni kiedyś nie marzyli o sławie, nie próbowali pisać! Próbowali — i przegrali. Czyż przeciętna recenzja nie jest bardziej mdła niż tran rybi?
Pani zna moją opinję o sprawozdawcach i recenzentach, a nawet o krytykach, na których sąd zwykła się powoływać publiczność. Nie przeczę, istnieją wielcy krytycy — myśliciele, ale ci rzadcy są jak
komety. Co do mnie, jeśli przegram jako pisarz, to
dowiodę, że nadaję się na redaktora. Tak czy inaczej, kawałek chleba zapewniony.
Ruth zwykła myśleć pośpiesznie, niechęć zaś do
wyrażanych przez Martina poglądów nasunęła jej
przed oczy przedewszystkiem niekonsekwencję, jaką popełnił.
— Ależ, Martin, jeśli to prawda, że drogi do powodzenia są zamknięte, jak pan to nader przekonywująco dowiódł — to jakimże sposobem zdobyli
powodzenie wszyscy wielcy pisarze świata?
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/416
Ta strona została przepisana.