— To, rozumie się, nonsens. Pochodzi ze zdenerwowania, z przemęczenia mózgu. Idzie mi o jedno tylko: żebyś zrozumiała, dlaczego tak żyję, poco? Dla ciebie. Żeby skrócić czas terminowania.
Zmusić wygraną do pośpiechu. I oto dziś mam prawo powiedzieć, że terminować skończyłem. Wiem,
co zdobyłem. Przysięgam, że uczę się więcej w przeciągu miesiąca, niż przeciętny student w przeciągu
roku. Wiem o tem, mówię ci. Nie mówiłbym jednak, gdybym nie pragnął tak gorąco zrozumienia. To nie samochwalstwo. Sądzę według książek. Bracia twoi są dzisiaj barbarzyńskimi nieukami w porównaniu ze mną, a raczej z tą ilością
wiedzy, jaką wchłonąć zdołałem w godzinach, które
oni przespali. Kiedyś — dawno — marzyłem o sławie. Dzisiaj o sławę nie dbam. Ciebie pragnę, ciebie, głód ciebie, brak ciebie silniejszy jest, niż
może być silny głód chleba, odzieży, sławy. Marzę
uparcie, żeby złożyć głowę na twojej piersi i przespać wieki. I spełni się marzenie, zanim rok upłynie.
Męska siła ogarniała dziewczynę. Im mocniej
wola Martina przeciwstawiała się woli Ruth, tem
mocniej lgnęła ku niemu jej kobiecość. Potęga, która zwykle promieniała nieuchwytnie, dzisiaj tętniła
w niecierpliwym głosie, w płonących oczach, w wezbraniu energji, w napięciu inteligencji. W tej
chwili i przez jedną chwilę tylko Ruth poczuła, że
jej niewzruszona pewność siebie drży w posadach,
a z nagle otwartej rozpadliny wyrasta prawdziwy
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/423
Ta strona została przepisana.