Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/45

Ta strona została przepisana.

struny harfy. A nurt melodji był wichrem bijącym w nie pieśnią marzenia i wspomnień. Wrażenia wcielały, się w kształty i barwy, i czego tylko zdołała dosięgnąć wyobraźnia — przetwarzała natychmiast w ten rzadki a przedziwny sposób. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zlały się w jedno. Chłopak płynął w uniesieniu przez świat cudowny i spieniony życiem, poprzez szał przygód i romantyzm czynów — ku Niej, a potem z Nią razem, z Nią osiągniętą, zdobytą, zamkniętą w ramionach, niesioną nabożnie poprzez krainy jego królewskich władań.
Dziewczyna, spojrzawszy kilkakrotnie przez ramię na siedzącego w zamyśleniu Martina, dojrzała na jego twarzy ślady tego, co działo się w duszy. Była to twarz zmieniona, o wielkich świetlistych oczach, patrzących ponad fale dźwięków w dal nieznaną nikomu, gdzie dla nich wyłącznie tętniło bogate życie i objawiały się potężne widziadła. Ruth była zdumiona. Nieokrzesany prostak zniknął nagle. Pozostały coprawda poszarpane ręce, wytarte ubranie, opalona skóra, ale to wszystko wydało jej się teraz raczej narzuconą skorupą, więżącą wspaniałą duszę, duszę której inaczej objawić się nie było wolno, jak tylko zająkliwemi słowami warg niedołężnych. Przez krótką zaledwie chwilę mignęło jej to w myśli. Potem przed oczy powrócił znowu okrętowy chłopak i panienka roześmiała się z własnego przywidzenia. A jednak przelotne wrażenie utrwaliło się w pamięci i kiedy, wkrótce potem, Martin począł się żegnać i zabierać do odejścia