swoje. Postanowił całą siłą woli, że nie wyjdzie
z tego lokalu, dopóki nie odbierze należności. Przypomniał sobie raz jeszcze, że droga do Oakland
zamknięta. Opanował się szybko, niedość szybko jednak, żeby ukryć wilczy połysk oczu, zauważony
natychmiast przez wesołą trójkę.
Zmieszali się i podwoili uprzejmość. Pan redaktor zaczął znowu opowiadać, jak to czytał po raz
pierwszy „Dźwięk dzwonów“, pan sekretarz zaś
skwapliwie komunikował Martinowi zachwyty swojej siostrzenicy, która to siostrzenica piastuje godność nauczycielki w Alamedzie.
— Teraz zaś pozwolą panowie, że wyjaśnię cel
swych odwiedzin — zdołał wreszcie wypowiedzieć
Martin. — Przyszedłem odebrać honorarjum za tę
nowelę, która tak bardzo podobała się panom. O ile
się nie mylę — pięć dolarów jest sumą, którą otrzymać miałem po wydrukowaniu.
Na ruchliwej twarzy pana Forda odbiła się natychmiastowa i uradowana gotowość do usług. Sięgnął po portfel, nagle jednak zwrócił się do administratora, oświadczając z żalem, że niestety pozostawił pieniądze w domu. Imć pan Ends nie był rad
z obrotu rzeczy, i Martin zauważył obronny ruch,
jakim osłonił odruchowo kieszenie swych spodni.
Nie ulegało wątpliwości, że tam właśnie znajdują
się pieniądze.
— Bardzo mi przykro — wyrzekł słodko pan
Ends — musiałem zapłacić drukarza przed godziną,
zabrał mi całą bieżącą gotówkę. Było to może tro-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/454
Ta strona została przepisana.