chę nierozsądnie z mej strony, nie byłem mu przecież nic winien, lecz tak niespodzianie poprosił mnie
o zaliczkę jak o łaskę...
Obaj gentlemani zwrócili wyczekujące spojrzenia
na pana White, który roześmiał się tylko i wzruszył
ramionami. Ten istotnie sumienie miał czyste.
Wstąpił do „Transcontinentalu“, żeby się zapoznać
z techniką wydawniczą, wzamian jednak zaco zapoznawał się przeważnie z kłopotami pieniężnemi.
Redaktor winien mu był pensję za cztery miesiące,
pan White jednak rozumiał, że drukarz musi być
zaspokojony przedewszystkiem.
Bardzo się nieprzyjemnie złożyło, panie Eden,
że zastał nas pan w tak niesprzyjających warunkach — usprawiedliwiał się pan Ford. — To wszystko przez roztargnienie, upewniam pana. Ale powiem panu, jakie znajdziemy wyjście: jutro raniutko wyszlemy panu czek. Pan posiada adres pana
Edena, nieprawdaż, panie Ends?
Tak jest, pan Ends adres posiada i bezwarunkowo jutro raniutko wyszle czek. Martin miał
słabe pojęcie o manipulacjach bankowych, niemniej
jednak nie mógł znaleźć słusznej przyczyny, dla
której wypisanie czeku należy odłożyć do jutra.
— A więc postanowione, panie Eden, jutro rano
wysyłamy panu czek — streszczał pan Ford.
— Pieniędzy potrzebuję dziś jeszcze — odrzekł
tępo Martin.
Niestety, tak fatalny zbieg okoliczności...,
gdyby pan był zaszedł kiedy indziej — zaczął pan
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/455
Ta strona została przepisana.