Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/460

Ta strona została przepisana.
Rozdział XXXIV

Artur został przy furtce, Ruth zaś weszła na schodki ganku. Słyszała zdaleka szybkie trajkotanie maszyny do pisania i, wszedłszy, zastała Martina nad ostatnią, stronicą świeżego rękopisu. Panienka chciała się upewnić, czy Martin przyjdzie na uroczysty obiad w Święto Dziękczynienia, zanim jednak zdążyła poruszyć tę kwestję, chłopak mówić zaczął o tem, co obchodziło go w tej chwili najżywiej.
— Proszę, niech pani powoli przeczytać sobie kilka słów — zawołał, oddzielając arkusiki kalki i porządkując rękopis: — Napisałem właśnie teraz i potraktowałem inaczej, niż dotychczas. Nawet tak oryginalnie, że aż się boję; a przecież zdaje mi się uparcie, że wypadło nieźle. Niech pani osądzi sama to opowiadanie z życia hawajskiego. Nazwałem je „Wiki-Wiki“.
Twarz chłopaka płonęła radością twórczą, chociaż panna Ruth drżała w zimnej izdebce i pamiętała dobrze chłód jego dłoni przy powitaniu. Słuchała uważnie, Martin zaś, chociaż zauważył niechęć na twarzy panienki — zaryzykował wreszcie