najmniej. Wkrótce po niesprowokowanym ataku
imć Higginbothama — szlachetny Hermann von
Szmidt nieomieszkał wtrącić swoich trzech groszy.
Pomyślna sprzedaż kilku nowelek, paru żarcików
i wierszy humorystycznych, przyniosła Martinowi
trochę pieniędzy, które pokryły część długów i pozwoliły nawet wykupić czarny garnitur i rower. Rower potrzebował drobnej naprawy, Martin więc
w dowód życzliwości dla przyszłego szwagra posłał
maszynę do sklepu von Szmidta.
Ku uciesze Martina tegoż dnia popołudniu rower
dostawiony mu został przez małego chłopaka. Acha.
Szmidt akcentuje chęć dobrych stosunków — pomyślał Martin na widok niezwykłej uprzejmości.
Naprawione rowery należało bowiem zwykle własnemi siłami odstawiać z warsztatu. Obejrzawszy jednak maszynę, przekonał się Martin, że naprawy nie uskuteczniono wogóle. Wezwał Szmidta
do telefonu i dowiedział się, iż jegomość ów nie
chce z nim mieć do czynienia „w żadnym wypadku
i pod żadnym pozorem“.
— Słuchaj-no, Hermann von Szmidt — odrzekł
Martin wesoło — mam wielką ochotę odwiedzić cię
i rozkwasić twój szwabski nos!
— Przyjdź tylko, bratku, do mego warsztatu! —
brzmiała odpowiedź. — Poszlę natychmiast po policję! Wyrzucę za drzwi! Znam cię, ptaszku, i nie
dam się nabrać. Nie chcę mieć nic wspólnego z takim jak ty. Jesteś włóczęga i leniuch, ale ja też nie
ślepy! Nie dam się naciągnąć dlatego tylko, że biorę
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/468
Ta strona została przepisana.