Dzień następny rozpoczął Martin od przeciwstawienia się zarówno radzie jak rozkazowi Brissendena. Przepisał „Hańbę Słońca“ i posłał do redakcji
„Akropolis“. Wierzył, iż znajdzie przyjęcie w któremi z czasopism, co w dalszym ciągu ułatwi drogę
do towarzystw wydawniczych. „Efemerydę“ przepisał i wysłał również. Pomimo wstrętu Brissendena do wszelkich „magazines“ (co graniczyło już
z manją) Martin pewien był, iż wielki poemat niezwłocznie wydrukowany zostanie. Nie miał zresztą
zamiaru dawać go do druku bez pozwolenia autora,
pragnął tylko walczyć o zgodę Brissendena, mając
już zapewnionego wydawcę.
Tegoż dnia rozpoczął Martin opracowywanie powieści, której plan naszkicował był oddawna i która
natarczywie domagała się wcielenia. Pozornie była
to sensacyjna powieść morska, „roman d’aventure“
dwudziestego wieku, malująca prawdziwe charaktery, żywych ludzi, realne warunki. Tok barwnej fabuły krył jednak coś, czego mógł nie zauważyć powierzchowny czytelnik, a co zresztą w żadnym razie nie zmniejszyłoby dlań żywości i uroku opowiadania. Ów nurt ukryty, nie zaś sama fabuła, nęciła
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/491
Ta strona została przepisana.
Rozdział XXXVII