w uszach. Wydrukują napewno. Wreszcie pisze powieść, o którą dobijać się będą czasopisma. Miał
ją całą przed oczyma w płomiennych zgłoskach.
Pewnego dnia przerwał ciągłość pracy, żeby w osobnym zeszycie napisać jeden rozdział. Będzie to końcowy rozdział „Spóźnionego“, całość bowiem tak
precyzyjnie ukształtowała się w myśli, że Martin
napisać mógł ostatni rozdział na parę tygodni przed
skończeniem książki. Porównał powieść swą —
choć nieskończoną jeszcze — z większością powieści morskich i uznał, że znacznie przewyższa
wszystkie tamte. „Jeden jest tylko człowiek, co
umie pisać o morzu — szeptał do siebie Martin —
to Conrad. — Ale myślę, że mógłby wyciągnąć do
mnie rękę i powiedzieć: „Wcale nieźle, Martin, mój
chłopcze“.
Pracował cały dzień, zorjentowawszy się dopiero
w ostatniej chwili, że zaproszony jest na obiad do
Morsów. Dzięki Brissendenowi czarne ubranie wykupione zostało z zastawu, i Martin mógł znowu bywać wieczorami u narzeczonej. Dotarłszy do centrum miasta, wstąpił do czytelni i szukać począł
książek Saleeby’ego. Znalazł „Cykl Życia“ i zaraz
w tramwaju zabrał się do wspomnianego przez Nortona szkicu o Spencerze. W miarę czytania — unosił się gniewem. Twarz mu zapłonęła, zacisnęły się
szczęki, pięść zwierała i rozwierała, jakby chwytając i dławiąc coś nienawistnego, z czego wydrzeć
chciał życie. Wysiadłszy z tramwaju, kroczył ulicą
jak człowiek wyprowadzony z równowagi, do pań-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/493
Ta strona została przepisana.