Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/510

Ta strona została przepisana.

otwarcie i szczerze, przemocą wydobytej broni, jak uczyniliby rycerze bez trwogi i zdrady, lecz skrycie, tajemnie, pochlebstwem, kłamstwem, oplątując w sieci jak pająki. Kupili waszych niewolników- sędziów, obałamucili waszych niewolników-prawodawców, wymyślili okrucieństwa straszliwsze niż dawne niewolnictwo dla waszych synów i córek. Dwa miljony waszych dzieci pracuje dzisiaj ciężko w tej oligarchji handlarzy, zwanej Stanami Zjednoczonemi. Dziesięć miljonów was, niewolników, chodzi w strzępach i przymiera głodem.
Wracajmy jednak do punktu wyjścia. Starałem się wykazać kruchość niewolniczego społeczeństwa, gdyż społeczeństwo takie żyćby musiało wbrew prawom przyrody. Już w chwili powstania poczęłoby chylić się ku upadkowi, zawierając w samym sobie bakterje rozkładu. Łatwo jest przeczyć prawu ewolucji, ale gdzież jest inne prawo przyrody, co podeprze waszą budowlę? Sformułujcie je. Może już sformułowane? Proszę, słucham.
Martin schodził z estrady pośród nieopisanego zgiełku. Kilkunastu mężczyzn zerwało się z krzeseł i natarczywie domagało głosu. I kolejno jeden po drugim, z entuzjazmem i wściekłą gestykulacją odpierali atak intruza, zachęcani namiętnemi oklaskami widowni. Był to wieczór szalony szaleństwem umysłów, dzika walka o idee. Niektórzy mówcy traktowali rzecz ogólnie, zasadniczo, większość jednak wręcz odpowiadała Martinowi. Bili weń pociskami nowych myśli i sformułowań, i otwierali mu