Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/518

Ta strona została przepisana.

również rad byłbym przyłożyć ręki do dzieła na¬ wrócenia.
— Każę was zaaresztować obu, wy, drapieżniki, barbarzyńcy! — łkała zbłąkana dusza.
— Nie, doprawdy, cóż za delikatne i piękne usteczka! — Martin żałośnie pokiwał głową. — Obawiam się, że napróżno sforsowałem sobie rękę. Młodzieniec nie jest do nawrócenia. Wielkie stanowisko dziennikarskie — zapewnione. Sumienia — ani krzty. To jedno wystarczy do zrobienia karjery.
Podczas tych słów reperterzyna wycofał się ku drzwiom, poglądając trwożliwie, czy też Brissenden nie zdzieli go po plecach butelką, z którą się nie rozstawał.
Nazajutrz w porannej gazecie wyczytał Martin o sobie wiele rzeczy nowych i zajmujących. „Jesteśmy przysięgłymi wrogami społeczeństwa“ — cytowano jego słowa w kolumnowym wywiadzie. „O, nie, nie jesteśmy anarchistami, lecz socjalistami“. Kiedy zaś reporter spróbował zaznaczyć, iż różnica między temi dwoma szkołami wydaje mu się nader mała, Martin Eden wzruszył ramionami na znak milczącego potwierdzenia. Twarz jego opisana została jako niesymetryczna i nosząca wyraźne piętno zwyrodnienia Szczególnie godnemi uwagi były potwornie wielkie ręce i ogniste błyski w krwią nabiegłych oczach.
Dowiedział się również Martin, iż co wieczór przemawiał do robotników w Parku Ratuszowym, oraz, że pośród agitatorów anarchistycznych, co za-