palają umysły ludu, on właśnie jest najpopularniejszy, zaś jego mowy najbardziej wywrotowe. Szczeniak-reporter odmalował jaskrawo wnętrze ubogiej
izdebki, maszynkę naftową, jedyne krzesło i jedynego przyjaciela, włóczęgę o trupiej twarzy, który
wygląda, jak gdyby przed chwilą zakończył karę
dwudziestoletniego ciężkiego więzienia.
Szczeniak był zmyślny. Węszył, gdzie mógł, i wywęszył stosunki rodzinne Martina, sprokurowawszy
sobie nawet fotografję sklepu spożywczego imć Higginbothama, ozdobioną podobizną właściciela w całej jego okazałości. Gentleman ten przedstawiony
był jako inteligentny, godny szacunku kupiec, który
brzydzi się wywrotowemi poglądami szwagra i nim
samym, scharakteryzował Martina jako leniucha, co
źle skończy, gdyż nie raczył przyjąć pracy, kiedy mu
ją proponowano. Herman von Szmidt, mąż Marian,
również zaszczycony został wywiadem. Nazwał Martina parszywą owcą w rodzinie i wypierał się wszelkiej znajomości. — Próbował mnie nabierać, alem
go odrazu odstawił — oświadczył von Szmidt reporterowi. — Już tu teraz do mnie ani zajrzy. Człowiek, co nie chce pracować, to: uważa pan, nic nie
wart i już.
Tym razem Martin rozgniewał się nie na żarty.
Brissenden patrzał na całą sprawę, jako na dobry
kawał, nie potrafił jednak uspokoić Martina. Chłopak wiedział zbyt dobrze, jak trudno będzie wytłumaczyć się pannie Ruth. Pewien był również, iż pan
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/519
Ta strona została przepisana.