mujemy natychmiast. Dowodem naszej skwapliwej
radości niechaj duży fakt, iż „Efemerydę“ przeznaczyliśmy do sierpniowego numeru, ponieważ lipcowy, był już złożony. Za łaskawym pośrednictwem
pana pozwalamy sobie oświadczyć panu Brissendenowi wdzięczność naszą i uznanie. Prosimy o jak
najśpieszniejsze przysłanie jego fotografji i danych
biograficznych. Jeśli honorarjum nasze jest niedostateczne, zechciej pan natychmiast telegraficznie oznaczyć warunki“.
Ponieważ przesłane honorarjum wynosiła trzysta
pięćdziesiąt dolarów, Martin uważał, że telegrafować nie warto. Pozatem, należało jeszcze otrzymać
zgodę autora. Cóż, ostatecznie Brissenden nie miał
racji. Są widocznie redaktorzy, znający się na
prawdziwej poezji. Honorarjum było również wspaniałe, nawet za poemat jaki zdarza się raz na sto
lat. Cartwright Bruce zaś — wiedział Martin —
był jedynym krytykiem w Stanach, dla którego
Brissenden żywił pewien szacunek.
Martin udał się tramwajem do centrum miasta
i, patrząc na migające przed oczyma domy i przecznice, nic mógł opanować żalu, że nie potrafi już cieszyć się powodzeniem przyjaciela, ani własnem
zwycięstwem. Jedyny poważny krytyk w Stanach
wyraził się pochlebnie o „Efemerydzie“, Martin
zaś dowiódł swego twierdzenia, iż prawdziwe dzieło
sztuki wywalczy sobie drogę. Lecz źródło entuzjazmu bić przestało, i Martin czuł więcej niepokoju
przed zobaczeniem Brissendena, niż radości z powo-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/528
Ta strona została przepisana.