Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/539

Ta strona została przepisana.

Następny numer „Partenonu“ ukazał się dumny i bardzo rad ze siebie; pyszny rozgłosem, jaki uczynić zdołał, wyrażał się z ironją o panu Johnie Value i eksploatował śmierć Brissendena z niemiłosiernym i zgoła bezwstydnym zmysłem handlowym. Jakieś pismo, bijące pół miljona egzemplarzy, ogłosiło oryginalny a natchniony poemat Heleny Della Delmar, drwiący i pokpiwający z Brissendena. Ona również była autorką parodji „Efemerydy“.
Martinowi nie brakło przyczyn do cieszenia się ze śmierci przyjaciela. Brissenden tak zajadle nienawidził tłumu, a oto teraz, ku uciesze gawiedzi ciśnięte zostało to, co miał najpiękniejszego i najświętszego. Wiwisekcja Piękna trwała dalej. Każdy błazen w kraju domagał się głosu w wolnej prasie, aby przed oczyma widzów wynurzyć swoje mizerne ja, wyrzucone na powierzchnię falą cudzej wielkości. Oto cytaty z gazet: „Otrzymaliśmy list od pewnego gentlemena, który donosi nam, iż poemat podobny, (choć znacznie lepszy) napisał był niedawno...“ Inny artykulik z zabójczą powagą gniewał się na Helenę Della Delmar za jej parodję: „Nie wątpimy, iż panna Delmar napisała to w chwili żartobliwego podniecenia, a bynajmniej nie powodując się szacunkiem, jaki każdy wielki poeta żywić powinien ku drugiemu poecie, kto wie, czy nie większemu. Niezależnie jednak od tego, czy panna Delmar zazdrości czy nie zazdrości człowiekowi, który stworzył „Efemerydę“ — pewne jest, że wraz z tysiącem innych pozostaje pod wrażeniem tego poematu,