Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/540

Ta strona została przepisana.

i przyjdzie chwila, kiedy spróbuje tworzyć strofy równie piękne“.
Księża przemawiać poczęli przeciwko „Efemerydzie“, jeden zaś, który poważył się jej bronić, uznany został za heretyka. Pozatem wielki poemat wykorzystano jako źródło wesołości publicznej. Humoryści i karykaturzyści wzięli się do dzieła i fachowo pękali ze śmiechu, w rubryce zaś kroniki towarzyskiej donosiły sobie dowcipnie rozmaite tygodniki, jakoby p. Charley Frensham zwierzył się w zaufaniu p. Archie Jennings, iż pięć wierszy „Efemerydy“ przyprawić może człowieka o taniec św. Wita, dziesięć zaś prowadzi niewątpliwie na brzeg głębokiej rzeki.
Martin nie śmiał się już i nawet nie zgrzytał zębami. Czuł tylko wielki, nieprzezwyciężony smutek. Gdy runie cały świat wraz ze szczytem swym — miłością — utrata szacunku dla publiczności czytającej i zaufania do pism nie jest doprawdy bolesną katastrofą. Brissenden zupełnie słusznie osądzał gazety, on zaś, Martin, zmarnował kilka lat ciężkich i daremnych, żeby dojść do tego samego wniosku. Tak jest. Pisma były tem wszystkiem, co mówił o nich Brissenden, a może czemś gorszem jeszcze. „No, ale teraz już koniec“ — pocieszał się Martin. Zaprzęgnie gwiazdy do swego wozu i pozwoli się unieść w podróż Zatracenia. Obrazy Tahiti, czystego, słodkiego kraju Tahiti, napływały coraz częściej, coraz natarczywiej. Widział płaskie Paumoty i górzyste Marquesas; coraz częściej widywał sa-