mego siebie na pokładzie skunerów handlowych lub
małych, kruchych kutrów, ślizgających się o zachodzie pośród raf Papeete i wędrujących długo między perłowemi atolhmi aż do Nuka — hira i zatoki
Taiohae. Wódz Tamari — Martin był tego pewien — zabije wieprza na przyjęcie gościa, córki
zaś jego, uwieńczone kwieciem, chwycą się za ręce,
aby wśród śmiechu i śpiewu opleść girlandami młodzieńca. Morza południa wzywały słodko, i Martin
wiedział, że prędzej czy później wezwania posłucha.
Tymczasem pozwalał dniom przemijać. Odpoczywał po długiej wędrówce przez krainę książek. Kiedy „Partenon“ nadesłał czek na trzysta pięćdziesiąt
dolarów, Martin wręczył go miejscowemu adwokatowi, który na prośby rodziny Brissendena zajmował się sprawami zmarłego. Martin wziął kwit na
wręczoną sumę, sam zaś wydał piśmienne poświadczenie, iż winien jest Brissendenowi sto dolarów.
Wkrótce przestał Martin uczęszczać do japońskich restauracyj. W tej samej chwili, kiedy zaprzestał walki — zawróciła fala. Lecz zawróciła
zbyt późno. Bez drżenia otworzył cienką kopertę od
redakcji „Millennium“, z czekiem na trzysta dolarów, i skonstatował, że było to honorarjum za „Przygodę“. Wszystkie długi Martina, włącznie z procentami lichwiarza, nie sięgały stu dolarów. Kiedy więc
uregulował wszystko do ostatniego centa i wykupił
od adwokata swój kwit na sto dolarów, pozostało
mu jeszcze w kieszeni zgórą sto dolarów. Obstalo-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/541
Ta strona została przepisana.