Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/548

Ta strona została przepisana.

zgraje rudych psów. Dolina była dzika i niezamieszkała. Ją to wraz z zatoką nabyć mógł Martin na własność za tysiąc dolarów chilijskich. Zatoka, o ile przypomnieć sobie zdołał, była wspaniała. Dość głęboka, żeby gościć największe statki, a tak cicha i bezpieczna, że władze Południowego Pacyfiku polecały ją usilnie jako najlepsze schronienie dla statków na setki mil wokoło. Kupi sobie skuner, — taki w rodzaju yachtu, obity miedzią, śmigły jak sam djabeł — i będzie handlował koprą i perłami pośród wysp. Zatokę i dolinę uczyni kwaterą główną. Pobuduje sobie niby Tati patrjarchalny pałac z trzciny, a dolinę, dom i statek napełni służbą czarnoskórą. Gościć tam będzie agentów z Taiohae, kapitanów wędrownych okrętów handlowych i całą śmietankę towarzyską południowego Pacyfiku. Poprowadzi dom otwarty i podejmować potrafi gości, niby udzielny książę. Zapomni o świecie, co był tylko złudzeniem, i o zatrutych książkach, które poważył się otworzyć.
Żeby jednak zdobyć to wszystko — trzeba pozostać w Kalifornji i napełnić mieszek. Pieniądze istotnie poczęły napływać strumieniem. Jak tylko pierwsza książka narobi hałasu, będzie można sprzedać odrazu wszystkie rękopisy, oraz zebrać w tomy rozproszone nowele. Wtedy zapewni sobie dolinę, zatokę i skuner. Pisać nie będzie już nigdy. To jedno nie ulegało najmniejszej wątpliwości. W międzyczasie jednak, czekając na wydanie, war-