Lizzie, gotowi mścić jej porwanie. Kilku policemenów i specjalnie przywołany starszy, przeczuwając coś złego, starało się zapobiec awanturze i odprowadzało obie paczki oddzielnie do podmiejskiego pociągu — niby owczarki oganiające stado.
Martin oznajmił Jimmowi, że wysiądzie przy ulicy
Szesnastej, żeby złapać tramwaj idący do Oakland.
Lizzie była zupełnie spokojna i nawet nie zainteresowana tem, co się działo. Pociąg podszedł do
ulicy Szesnastej, gdzie czekał właśnie tramwaj,
z niecierpliwie dzwoniącym konduktorem.
— Dobra nasza, jest wagon — wołał Jim. —
Walcie prędko, a już my zatrzymamy tamtych. No,
prędzej! Zabieraj dziewczynę i łap tramwaj!
Wroga paczka była w pierwszej chwili zaskoczona manewrem; potem wysypała się z wagonu i rzuciła w pościg. Stateczni i trzeźwi mieszkańcy Oakland, zapełniający tramwaj, prawie nie zauważyli
młodzieńca i dziewczyny, co pośpiesznie wsiedli do
wagonu i zajęli miejsca na przedzie. Nie połączyli
też bynajmniej tej pary z osobą Jimmy, który skoczył na stopnie i krzyknął do konduktora.
— Wal tam żywo, brachu, żebyśmy strząsnęli
całe to tałatajstwo!
W tej samej chwili Jim wykonał obrót na miejscu, i pasażerowie ujrzeli ku swemu zdziwieniu, jak
pięść jego padła na twarz jakiegoś mężczyzny, co
właśnie wskakiwał do wagonu. Lecz — o dziwo —
z długich schodków tramwaju kilka pięści jednocześnie uderzyło w twarze kilku wchodzących. Tak
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/558
Ta strona została przepisana.