Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/562

Ta strona została przepisana.
Rozdział XLIII

Hańba Słońca“ ukazała się w październiku. Martin rozpakował przesyłkę pocztową, wysłaną ekspresem, położył na stole sześć pierwszych egzemplarzy autorskich — i ciężki, przytłaczający smutek padł mu na serce. Myślał o ostrej radości, którąby odczuł, gdyby chwila taka nadeszła wcześniej, i radość tę niezaznaną porównywał z obecną chłodną obojętnością. Oto książka, jego własna pierwsza książka! A przecież tętno krwi nie przyśpiesza uderzeń nawet o najdrobniejszą część sekundy! Smutek tylko, smutek głęboki! Pierwsza książka nie ma już wartości. Jedyną jej wartością są pieniądze, które przyniesie, a jakżeż mało dba Martin o pieniądze!
Zaniósł jeden egzemplarz do kuchni i ofiarował go Marji.
— Moja własna książka — tłumaczył, widząc jej zdziwienie. — Napisałem ją w tym pokoju i myślę, że jest w niej spora część zasługi waszej zupy jarzynowej. Weźcie książkę, to dla was. Tak sobie, na pamiątkę...
Nie miał zamiaru chwalić się, ani wywyższać. Chciał tylko, żeby Marji było przyjemnie, żeby mo-