Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/571

Ta strona została przepisana.

jął i nie przestał dziwić się wyjątkowej łasce. Przy obiedzie zaś — wykwintnym proszonym obiedzie z damami, gdzie Martina traktowano jako pierwszą osobę — sędzia Blount, wspomagany dzielnie przez sędziego Hanwell’a, usilnie upraszał, aby Martin zezwolił umieścić nazwisko swe na liście członków Styxu, klubu elity, gdzie przyjmowano nietylko wielkie fortuny, ale i wielkie zasługi. Martin odmówił i dziwić się począł mocniej niż kiedykolwiek.
Rozdzielanie rękopisów zabierało sporo czasu. Wydawcy zasypywali prośbami. Niespodziewanie odkryto, że styl Martina Edena ma żywe ciało pod martwemi literami. „Przegląd północny“, wydrukowawszy; „Kolebkę Piękna“, upominał się o sześć szkiców w tym samym rodzaju; Martin byłby zadość uczynił tej prośbie, gdyby nie Burton, który przelicytował te same szkice, ofiarowując za każdy po pięćset dolarów. Martin odpisał, że zgadza się, ale żąda po tysiąc dolarów. Pamiętał dobrze, że rękopisy te odrzucane były swego czasu przez te same pisma z najzimniejszą krwią, automatycznie, stereotypowo. Napocił się przez redaktorów — niechże teraz pocą się oni. Burton zapłacił chętnie co mu kazano i zabrał pięć szkiców, pozostałe zaś wchłonął natychmiast na tychże warunkach miesięcznik „Mackintosh“, jako że „Przegląd Północny“ był zbyt ubogi, żeby wytrzymać licytację. Tak więc poszły w świat: „Arcykapłani tajemnicy“, „Marzyciele“, „Miara jaźni“, „Filozofja złudze-