Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/575

Ta strona została przepisana.

kobiecy „Ladies’ Home Companion“, ofiarowawszy zań' bajeczne honorarjum.
Sprzedawszy ostatni rękopis, Martin odetchnął z ulgą. Pałac trzcinowy i biały statek poszyty miedzią stały się już zupełnie osiągalne. No, w każdym razie okazało się, że Brissenden nie miał racji, twierdząc, iż żaden utwór wartościowy nie przedostanie się do czasopism. Powodzenie Martina jest najlepszym dowodem, że nieraz dzieje się odwrotnie. A przecież czuł w głębi duszy, że istotną rację, rację najgłębszą, miał właśnie Brissenden. Istotną przyczyną tego szalonego powodzenia nie była wartość utworów Edena, lecz tylko i wyłącznie ów hałas, jaki wywołało ukazanie się „Hańby Słońca“. Reszta stała się właściwie przypadkiem. Powieści i nowele odrzucano przecież po czasopismach na prawo i na lewo. „Hańba Słońca“ wywołała hałas namiętnej dyskusji i owczy pęd ku nowej modzie. Gdyby nie ów przypadek, nie byłoby owczego pędu. Wydawcy Singletree, Darnley i C-o potwierdzali również, że miał tu miejsce jakiś zbieg szczęśliwych okoliczności. Wątpili przecie, czy sprzedadzą tysiąc pięćset egzemplarzy. Mieli duże doświadczenie wydawnicze i nadziwić się nie mogli temu, co zaszło. Uwierzyli w cud i tę zabobonną wiarę odzwierciedlał każdy ich list, pełen niekłamanego podziwu. Nie próbowali wyjaśniać sobie tajemniczego zjawiska. Wyjaśnienie nie istniało zresztą. Stało się, co się stać miało. Wbrew przewidywaniom i wbrew doświadczeniu.