Pan Morse spotkał Martina w kantorze hotelu
Metropol. Czy zaszedł tu przypadkowo w jakichś
swoich sprawach, czy też specjalnie poto, żeby
spotkać sławnego autora i zaprosić go na obiad —
Martin nie wiedział, skłaniał się jednak ku tej ostatniej hypotezie. Tak czy inaczej, zaproszenie otrzymał, zaproszenie od pana Morse — ojca Ruth, który
wymówił mu dom i zerwał zaręczyny.
Martin nie odczuł gniewu. Nie przybrał nawet
tonu obrażonego. Zastanawiał się pobłażliwie, poco
właściwie łyka ów człowiek gorzką pigułkę upokorzenia. Nie odmówił nawet. Poprostu zbył zaproszenie, zbagatelizował jakiemś nieokreślonem półsłówkiem, śpiesząc zapytać o zdrowie rodziny,
w szczególności zaś pani Morse i panny Ruth. Imię
to wymówił bez wahania, z prostotą, sam zresztą
dziwiąc się w duszy, że nie odczuwa już tajemnego
drżenia, ani dobrze znanego przyśpieszenia tętna,
ani nagłej fali rumieńca.
Ostatniemi czasy ciągle ktoś zapraszał go na
obiad. Niektórzy specjalnie w tym celu zawierali
znajomość. Niekiedy Martin przyjmował zaprosze-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/577
Ta strona została przepisana.
Rozdział XLIV