Zaproszenia obiadowe sypały się na Martina,
i im więcej przybywało, tem mocniej dziwił się
Martin. Siedział na honorowem miejscu podczas
bankietu w Klubie Bohemy, w towarzystwie dawnych ludzi, o których dyszał był i czytał przez całe
życie. Przekonywali go usilnie, że natychmiast po
prezczytaniu „Dźwięku Dzwonów“ w „Transcontinentalu“ i „Peri i Perły“ w „Szerszeniu“ — przepowiedzieli mu zwycięstwo.
„Mój Boże!“ — myślał tymczasem Martin, —
„a ja byłem głodny i obdarty! Dlaczego wtedy nie
daliście mi obiadu? Praca była już dokonana.
Ani jedno słowo w „Dźwięku Dzwonów“ nie zostało przecie zmienione! Nie, nie za pracę dokonaną
karmicie mnie dzisiaj, lecz dlatego tylko, że czyni
to każdy i uważa za zaszczyt. Dlatego, że jesteście
prochem ziemi, bezmyślną zgrają. A dzisiaj ślepym,
bezwiednym odruchem zgraji jest karmienie Martina Edena! Ale co ma z tem wszystkiem wspólnego
Martin Eden, jako taki, lub praca Martina Edena? — skarżył się sam sobie gość honorowy. Poczem wstawał, żeby mądrze i dowcipnie odpowiedzieć na mądry i dowcipny toast.
Podobnie było codzień. W Klubie prasowym,
na herbatkach i zebraniach literackich — wszędzie
wspominano chwilę wydrukowania „Dźwięku Dzwonów“ oraz „Peri i Perły“. I zawsze dręczyło Martina nieznośne a niewypowiedziane pytanie: „Dlaczego nie karmiliście mnie wtedy? Pracę dokona-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/586
Ta strona została przepisana.