łem był wówczas i ani jednej litery nie zmieniłem
w swoich książkach. Nie obchodzą was przecież
moje książki, ani jakie bądź moje zasługi. Poprostu
do dobrego tonu należy goszczenie Martina Edena
i powarjowano na temat wydawania przyjęć dla
niego“.
Często na wytwornych zebraniach brała Martina
nieodparta chętka pokazania nagle temu eleganckiemu światu siebie samego z przed lat — młodego
zabijakę w przykrótkiej kurcie i sztywnym Stetsonie. Zdarzyło się to kiedyś istotnie w Oakland na
pewnym wieczorze elity towarzyskiej, gdzie Martin
miał przemawiać. Wstał właśnie ze swego fotela
i wszedł na wzniesienie. Nagle zobaczył młodego
włóczęgę w zbakierowanym kapeluszu, wchodzącego przez wielkie drzwi sali i idącego pustem przejściem środkowem wprost ku estradzie. Pięćset wystrojonych dam odwróciło główki, tak uparty i ciekawy był wzrok Martina. Ale ujrzały tylko pustą
przestrzeń pomiędzy rzędami foteli. Martin jednak
widział wyraźnie młodzika, zbliżającego się powolnym, rozkołysanym krokiem, i zastanawiał się, czy
wałkoń zdejmie Stetsona, dotychczas bowiem występował uparcie w kapeluszu. Szedł prosto ku
niemu. Martin miał ochotę zapłakać nad cieniem
własnej młodości, na myśl o wszystkiem, co go czeka. Postać w Stetsonie doszła do estrady i rozpłynęła się. Pięćset wytwornych dam lekkiemi oklaskami urękawiczonych dłoni dodawało odwagi nie-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/587
Ta strona została przepisana.