Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/589

Ta strona została przepisana.

tamten, ostrożnie próbując tonu jowialnej poufałości.
Martin ruszył przed siebie, jak oszołomiony. Na rogu przystanął i obejrzał się wokoło pustemi oczyma.
— Niech mnie licho! — mruknął wreszcie. — Wystraszyłem starego.