i na niego. Otóż nie, zakpi sobie z motłochu! Będzie żył daleko, daleko, pośród Mórz Południowych.
Będzie stawiał chaty z trzciny, będzie handlował
perłami i koprą, śmigając w kruchych łupinach poprzez rafy, polując na rekiny i bonity, płosząc dzikie kozy po szczytach, co wznoszą się ponad doliną
Taiohae.
W chwili, gdy to pomyślał, zdławiło go raptownie
poczucie rozpaczliwości położenia. W nagłem jasnowidzeniu pojął, że przynależy już Dolinie Mroku.
Wszystkie siły życia więdły, mierzchły, chyliły się
ku śmierci. Tak wiele sypia teraz i tak bardzo jest
senny. Dawniej nienawidził snu. Sen rabował bezcenne godziny życia. Cztery godziny spoczynku, to
były cztery godziny codziennie wydarte życiu. Jakże
żal mu było zasypiać! Obecnie żal mu się budzić.
Życie nie jest już dobre; smak jego gorzki jest
ustom. Tu właśnie czyha zguba. Życie, które nie
pragnie życia, zwolna chyli się ku śmierci. Jakiś
mglisty instynkt samozachowawczy błąka się jeszcze i każe szukać ratunku, wyjeżdżać, uciekać.
Martin ogarnął wzrokiem pokój. Myśl o pakowaniu
rzeczy była odrażająca. — Może lepiej zostawić to
na sam koniec? Tymczasem należałoby zająć się
ekwipunkiem.
Włożył kapelusz i wyszedł. W magazynie broni
pozostawił cały dochód dnia dzisiejszego, kupując
strzelby automatyczne, amunicję i ulepszone przyrządy do łowienia ryb. W trakcie tego doszedł do
wniosku, że towary dla handlu wymiennego prak-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/616
Ta strona została przepisana.