Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/62

Ta strona została przepisana.

dwuznacznego, ani niskiego“. — Ciemne opalenie twarzy zdziwiło go. Nie przypuszczał, że jest aż tak czarny. Odwinął rękaw koszuli i przyłożył do twarzy dolną, jaśniejszą część przedramienia. Ostatecznie był przecie białym człowiekiem. Przedramię jednak nosiło również ślady opalenia. Wyprostował więc jedną rękę, drugą odsłonił bicepsy i obejrzał dół ramienia. Skóra była bardzo biała. Roześmiał się ku własnej twarzy w lustrze na samą myśl, że i ona była kiedyś równie biała. Nie wiedział, że niejedna jasnowłosa kobieta szczyciłaby się równie piękną skórą. Największą jednak siłę twarzy chłopaka stanowiły usta, usta, które nazwaćby można ustami cheruba, gdyby pełne, zmysłowe wargi, nie posiadały sztuki zaciętego zwierania się w ostrą, wąską, purpurową linję. Niekiedy, mocniej ścięte, stawały się surowe i nieomal ascetyczne. Były to usta stworzone do walki i do miłości. Umiały po mistrzowsku smakować słodycz życia, lecz potrafiłyby słodycz odepchnąć, by życiu rozkazywać. Broda i szczęki wydatne, kwadratowe, o agresywnym wyrazie, pomagały wargom panować. Wola równoważyła zmysłowość i ujarzmiała ją, każąc kochać tylko zdrowe piękno i drżeć bez oporu w wichrze szlachetnych wrażeń. Pomiędzy wargami lśniły ostre, błękitno-białe, nienaruszenie zdrowe zęby. — Tak, zęby są piękne — zdecydował Martin, patrząc uważnie. Lecz kiedy patrzał, poczuł, iż nadchodzi jakieś nieoczekiwane, a przykre wrażenie: gdzieś z dna mózgu wstawała zamglona i niepewna myśl,