Zdążył schwytać wzrokiem coś polotnego, a świetlistego, co kryło królewską głowę, wytworne linje
otulonej fałdami sylwetki, swobodny wdzięk ruchów, smukłość dłoni, unoszącej sukienkę. Potem
zniknęła, on zaś pozostał twarz w twarz z temi dwiema dziewczynami fabrycznemi, z ich daremną, a tragiczną pretensją do piękna, sileniem się na elegancję i czystość, taniemi sukniami, pstremi wstążeczkami i jarmarczną biżuterją. Poczuł szturchnięcie
w ramię i posłyszał ostry głos:
— No, Bill, śpisz, czy co u licha? Co jest?
— O co chodzi? — zapytał.
— O nic nie chodzi — odpowiedziała śniada
dziewczyna, odrzucając głowę. — Uważam tylko...
— No?
— Uważam, że byłoby nienajgorzej, żebyś wytrzasnął jakiego miłego faceta... dla niej (wskazała
na towarzyszkę) i żebyśmy sobie gdzie zaszli całą
paczką na lody, małą czarną albo i co inszego...
Wstrząsnął się jak od ciosu. Przejście od Ruth
aż do „małej czarnej“ „całą paczką“ było zbyt nagłe. Mając tuż przy sobie zuchwałe oczy śniadej
dziewczyny, ujrzał przezroczysty, świetlisty błękit
spojrzenia Ruth, wychylający się jak gdyby z tajemniczych głębin czystości. Nieoczekiwanie usłyszał
w samym sobie pomruk wstającej potęgi. Wyższy
jest przecie ponad to wszystko! Życie znaczy dla
niego coś więcej, niż dla tych dwu stworzeń, których marzenia kończą się na „małej czarnej“ z miłym facetem. Przypomniał sobie, że zawsze, odkąd
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/87
Ta strona została przepisana.