Strona:PL London Biała cisza.pdf/11

Ta strona została przepisana.

mogę robić dobrego chleba, niema wody... ja mówię: idź do dziury, koło worka z mąką... zaglądasz do dziury, łowisz dużo wody. Cały czas, ty Fort-Joukon, ja Arctic-City. O, wielcy szamani.
Rut tak serdecznie rozśmiała się z tej, jej zdaniem, bajki, że obaj jej towarzysze wybuchnęli głośnym śmiechem. Tymczasem psy pogryzły się ze sobą, trzeba było wstać i rozbroić je; potem, nie chcąc tracić czasu, ułożyli bagaże na sanie i ruszyli w drogę. Mayson nie zdążył już dokończyć opowiadania o cudach Dalekiego Kraju.
„Masz, Szukum! Chi, masz![1] Mayson kilku mocnemi uderzeniami bicza popędził psy, a gdy te z całych sił wyciągnęły postronki, zręcznym ruchem długiego żelaznego kija zsunął z miejsca poprzymarzane płozy sań; za nim biegły sanie Rut, której pomógł Malmut Kead, a on wraz ze swemi psami zamykał pochód. Ten wielki, silny i szeroki mężczyzna, jednem uderzeniem pięści powalający wołu, z psami obchodził się niezmiernie łagodnie; nigdy ich nie bił, a gdy patrzył na ich wysiłki, serce rwało mu się w kawały; nie mógł się przemódz, by je uderzyć, a tylko zachęcał je głosem, czego poganiacze nigdy prawie nie robią.

— Nuże,... nu... marsz, biedaki, — mruczał, próżno usiłując poruszyć z miejsca swoje sanie. Psy, jęcząc, wytężały wszystkie siły, ale wreszcie cierpliwość jego została wynagrodzona, sanie

  1. Masz — krzyk, którym na północy poganiają psów pochodzi od francuskiego marche, który to wyraz przynieśli tam kanadyjczycy.