Strona:PL London Biała cisza.pdf/17

Ta strona została przepisana.

Ludzie, którzy przyzwyczaili się zaglądać śmierci w oczy, nie mylą się nigdy, gdy śmierć na nich zawoła. Mayson był straszliwie pognieciony, można to było zauważyć na pierwszy rzut oka. Prawa ręka, prawa noga i kość pacierzowa były złamane; nogi aż do miednicy były sparaliżowane, a prawdopodobnie i wewnętrzne organy również uległy straszliwemu wstrząśnieniu. Tylko z jęków, jakie od czasu do czasu wyrywały się z jego ust, można było wnosić, że jeszcze żyje.
Nadziei— żadnej, możności ulżenie mu w jakikolwiek sposób — żadnej. Noc nadbiegała bezlitośnie szybko. Twarz Rut zamarła w wyrazie beznadziejnego stoicyzmu, właściwym ludziom jej plemienia; na bronzowem obliczu Keada ukazało się kilka nowych zmarszczek. Mayson w gruncie rzeczy cierpiał najmniej ze wszystkich, przeżywając przez ten czas powtórnie chwile swej młodości, spędzonej we wschodniem Tenessy, wśród olbrzymich Dymiących gór. Nagle zaczął mówić w rodzinnem narzeczu Południa, majaczył o kąpaniu się w rzece, o kukurydzy, o wyprawach po arbuzy do cudzych sadów — wszystko to było całkiem niezrozumiałe dla Rut, za to podwójnie wzruszające dla Keada, który od tylu już lat nie widział cywilizowanego kraju.
O świcie ranny odzyskał przytomność, więc Malmut Kead nizko się nad nim pochylił, by módz dosłyszeć jego szept.
„Pamiętasz, jak gromadziliśmy się wszyscy na rzece Tananie? na wiosnę będzie już cztery la-