Strona:PL London Biała cisza.pdf/34

Ta strona została przepisana.

trzy! W odwrotną stronę. Tak, teraz dobrze. Jeszcze raz. Tylko nie patrzcie pod nogi. Raz — dwa — trzy! Raz — dwa — trzy. Nie trzeba robić takich wielkich kroków; nie jesteście przecież na łyżwach. No, sprobójcie jeszcze raz. No, dobrze! Raz — dwa — trzy! Raz — dwa — trzy!
Prins i Magdalena, jak opętani, bez końca kręcili się w walcu. Stół i taburet odsunięto pod ścianę, żeby opróżnić środek pokoju. Malmut Kead siedział na ławie, która zastępowała mu łóżko, i, objąwszy rękami kolana, wsparłszy na nich brodę, z żywem zainteresowaniem przyglądał się młodym. Koło niego siedział Jack Harringtone i wygrywał na swoich skrzypcach, stosując tempo do tańczących.
Dziwny to był pomysł. A najbardziej może wzruszającym rysem jego była powaga, z jaką wszyscy uczestnicy traktowali swoje zadanie. Ani jednego zapewne atlety, przygotowującego się do walki, nie trenowano tak gorliwie, jak Magdalenę. Na szczęście Magdalena z łatwością poddawała się trenowaniu, ponieważ nie była zmuszona od najwcześniejszego dzieciństwa, jak to działo się z jej współplemieńcami, nosić ciężarów i podróżować pieszo za saniami. A pozatem, była proporcjonalnie zbudowana, giętka i miała w sobie wiele utajonej gracji, jakkolwiek dotychczas nikt z tych, co ją znali, tego nie dostrzegał. Zadanie trzech jej przyjaciół polegało na tem właśnie, by rozwinąć w niej wrodzoną zręczność i dać jej możność przejawienia się.