Strona:PL London Biała cisza.pdf/72

Ta strona została przepisana.

wia się działania. Dzisiejszej nocy będę się bił z Wilkiem. Zabiję go, a Zarinka zasiądzie u mego ogniska. Niedźwiedź rzekł.
Mackenzy zachował spokój, jakkolwiek zewsząd otaczała go wściekłość. Wiedział, że na tak blizkiej przestrzeni jego gwintówka jest bezużyteczna, więc przygotował oba rewolwery i spuścił rękawice tak, że ręce miał zasłonięte przed mrozem tylko z zewnątrz. Zdawał sobie sprawę, że jeśli napadną nań gromadnie, znajdzie się w położeniu bez wyjścia, ale wierny swemu przyrzeczeniu, gotował się umrzeć z zaciśniętemi szczękami. Niedźwiedź jednak powstrzymał tłoczących się wojowników, a bardziej zapalczywych odepchnął ciosami straszliwych swych pięści.
Kiedy wzburzenie trochę ucichło, Mackenzy szybkiem spojrzeniem ogarnął Zarinkę. Stała na swych łyżwach całem ciałem podana naprzód, i rzekłbyś, lada chwila gotowa była, jak tygrysica rzucić się do skoku. Jej wielkie czarne oczy spoglądały na współplemieńców z obawą i wyzwaniem. Była tak wzruszona, że przestała nieledwie oddychać. Cała jakby skamieniała, jedną ręką przycisnąwszy do serca, w drugiej mocno ściskając bat. Dopiero, gdy na nią spojrzał, nagle się uspokoiła: mięśnie jej odzyskały elastyczność, odetchnęła głęboko z widoczną ulgą i wyprostowała się, spoglądając nań pełnym miłości wzrokiem.
Tling Tinneh sprobował przemówić, ale głos