Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/104

Ta strona została przepisana.
Elwira.

Zbyt śmiały jesteś, mój Sancho,
Cóż więcéj mógłbyś uczynić,
Zostawszy mym narzeczonym?

Sancho.

Że nim nie jestem, któż winien?

Elwira.

Ty, Sancho!

Sancho.

Co? ja? Broń Boże!
Już nieraz do dna ci serce
Rozwarłem — a tyś milczała.

Elwira.

Czyś lepszéj mógł nad milczenie
Pożądać dziś odpowiedzi?!

Sancho.

Oboje winni jesteśmy!

Elwira.

Nie zbywa ci na rozsądku,
A nie wiesz, że my kobiety
Umiemy mówić milczeniem
I zgadzać się odmówieniem.
I czułość naszę i niechęć
Z pozoru darmo-byś sądził,
Lecz miarę stosuj odwrotną!

Sancho.

To dobrze, czy mogę prosić
O rękę twą — milczysz, droga?
Zezwalasz więc... wyśmienicie!

Elwira.

Lecz nie mów ojcu mojemu,
Że związku tego ja pragnę.

Sancho.

Nadchodzi...

Elwira.

Po-za tém drzewem
Doczekam końca rozmowy!

Sancho.

O nieba! czy nas połączy?!
Odmowy przeżyć-bym nie mógł.

(Elwira kryje się.)