Czyż Sancho nie jest jéj godzien?
Co prawda, to więcéj ze mnie
Pożytku miałbyś, mój panie,
Co miesiąc dałbym ci wnuka!
Pójdź prędko — pójdź ukochana,
Elwiro, gwiazdeczko moja.
O Boże, jak są w miłości
Okropne czekania chwile.
Nadzieje wszystkie méj duszy
Na włosku wisieć się zdają.
Twój ojciec mówi, że dawniéj
Don Tella przyrzekł cię słudze.
Okropna losu odmiana!
Niestety! słusznie-m widziała
Nadzieje swoje na włosku!
Mój ojciec żeni mię z giermkiem...
Ja umrę... ja nie przeżyję!...
Ty luby zostań na świecie,
Ja muszę sobie śmierć zadać!
To żart był, droga Elwiro,
Wszak z oczu mych szczęście tryska.
Twój ojciec zgodził się zaraz
I „tak“ powtarzał bez końca.
Nie ciebie-m ja żałowała,
Lecz tego, że do pałacu
Iść trzeba, boć wychowana
W lepiance nieraz-bym może
Tęsknoty żywéj doznała...
To przecież jasne, mój bracie.