Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/26

Ta strona została przepisana.

Toż mało, że tak nieskromnie
Gniew dziki zuchwałéj damy
Konterfekt dał mojéj famy?
Bo jasno wszak piła do mnie!
Mam czekać, aż znów ktoś srogo
Za żarty moje zapłaci?
Na dzisiaj dość... potentaci
Prawd takich słuchać nie mogą.

(Odchodzą.)




SCENA  IV.
Droga w lesie.
Hrabia Fryderyk w stroju podróżnym, lecz bogatym i Batin.
Batin.

Ja pana dziś nie poznaję,
Pod czterech wierzb siadasz cieniem,
Gdy książę z ważném zleceniem
Wyprawił syna.

Fryderyk.

Przyznaję,
Téj misyi spełnić gorliwie —
Jak chciałbym — dzisiaj nie mogę
Znękany wyruszam w drogę,
Myśl chmurną w mózgu swym żywię.
W spokojne to drzew zacisze,
Gdzie w kryształ przezroczéj strugi
Wierzbina warkocz swój długi
Zwieszając — smętnie kołysze,
Sam chciałbym uciec przed sobą!
Ten ojca ślub niespodziany,
Rujnując dziedzictwa plany
Jest dla mnie ciosem... chorobą!
Z méj twarzy i dwór i książę
Wnioskują, że nie dbam o to,
A ja z piekielną zgryzotą
Na mantuański dwór dążę!
Wbrew woli iść po macochę,
Pod grozą... i któż nie przyzna,
Że dla mnie to śmierć... trucizna!