Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/31

Ta strona została przepisana.

Co cieniem drzew mię przynęcał,
Spotkałam prądy fal, które,
Nie będąc morzem, umiały
Sprowadzić groźbę fortuny.
Lecz chyba to nie fortuna,
Gdy koła jéj zatrzymane.
Kto jesteś, powiedz, seniorze;
Jakkolwiek już twoje lica
Zwiastują szlachetność rodu,
A świadczy o niéj twa dzielność.
Nie tylko sama chcę panu
Za czyn dziękować rycerski,
Mój ojciec i markiz także
Przysługę pamiętać będą.

Fryderyk.

Podawszy mi swoję rękę,
Kto jestem — poznasz, senioro.

(Przyklęka, całując jéj rękę.)
Kasandra.

Przyklękasz — zbytek grzeczności.

Fryderyk.

Należy ci się, senioro,
Wszak jestem, pani, twym synem.

Kasandra.

Przeczucia głos martwy we mnie
Jeżeli-m tego nie zgadła.
Któż pomógłby mi jak nie pan
W tak wielkiém niebezpieczeństwie.
Niech cię uścisnę.

Fryderyk.

Dłoń swoję
Racz podać.

Kasandra.

Pozwól mi proszę
Wypłacić dług, panie hrabio.

Fryderyk.

Niech dusza moja odpowie.

(Mówią pocichu.)
Batin (do Lukrecyi).

Gdy szczęście nasze tak chciało,
Że właśnie ta wielka dama
Jest celem naszéj podróży;
Więc teraz pragnąłbym wiedziéć,