Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/40

Ta strona została przepisana.

W krysztale rady twéj, na dnie,
Zbawienia widzę świt błogi,
Chmar fala pierzchnie z méj d ogi
Trosk brzemię z ramion mych spadnie!
Fryderyk da dłoń Aurorze!
O! radość to niepojęta!
By razem złączyć dwa święta,
Dzień ślubu mego odłożę!...

(Wchodzi Batin.)




SCENA  XII.
Ciż sami i Batin.
Batin.

Niech Wasza Wysokość raczy
Pomiędzy mną a Zefirem
Rozdzielić swe podarunki,
Bo godni siebie jesteśmy;
I nie wiem, który z nas obu
Przewyższył lotem drugiego:
Czy-m ja jest wichrem — czy on mną,
Ozy w nogach moich on — czy téż
Ja-m w skrzydłach jego się skrywał.
Księżniczka a pani moja
Przybywa zdrowo — a chociaż
Wieść mówi, że strumień dziki
Z brutalstwem nieokrzesaném
Karetę napadł — nic z tego,
Bo hrabia, w téj saméj chwili
Przybywszy, księżnę ocalił.
Wypadek ów zmienić musi
Mniemanie to pospolite,
Że nigdy się z pasierbami
Macochy zbratać nie mogą:
Toć oni z taką radością
Wracają społem, że zda się,
Syn z matką swoją rodzoną.

Książę.

Harmonia ta, mój Batinie,
Jest dla mnie drogą nowiną,
Więc Pan Bóg chciał, by Fryderyk,